poniedziałek, 26 lutego 2018

Pizza i planszówki

Ruszyliśmy dziś na Festiwal Pizzy. Z planszówkami, oczywiście. Małe stoły, więc tytuły nieszczególnie ambitne (a panowie, z którymi grałam, dość narzekający na wszystko). Na początek jak zwykle Chwałę Rzymowi przyniosły kubowe Katakumby. Poza sprawdzonymi Tajniakami Duet i Timeline'em, królowało uczenie gier. Ja poznałam Smash upa (grając kotkami ninja. Kotki mają cudowne grafiki, ale frustrujący deck, rzadko byłam w stanie nimi cokolwiek zrobić. A ogółem w grze irytowały mnie jeszcze kolory, czasem totalnie się zlewały, utrudniając przeczytanie kategorii czy nawet rozpoznanie liczby - superhero deck, o tobie mówię). Kuba poznał Kingdomino (i go nie chwyciło za bardzo). Wacu poznał Fasolki i Niezłe ziółka, i żadne się nie podobało. I choć ja i Kuba graliśmy dawniej w Tuarega, można rzec, że wszyscy poznaliśmy tę grę - ma koszmarną instrukcję i po długim czasie ciężko sobie z niej przypomnieć zasady (a co dopiero poznać). A sam gameplay nie olśniewa.

Przy okazji Niezłych ziółek wyskoczyło porównanie do Hanamikoji - i tu i tu dajemy przeciwnikowi opcje naszą akcją... utrącone argumentem, że w ziółkach problematyczne jest, że akcja z automatu powiększa pulę kart następnemu graczowi, który może jednym ruchem zgarnąć wszystko ze wspólnego ogrodu - osłabiając dla innych graczy taką opcję na parę kolejnych tur, a nie dając nic w zamian. W gejszach jest podział łupów, pretty evenly; w ziółkach zależy mocno od tego, który w rundzie jesteś i od szczęścia do decku, nawet pomimo mniej lub bardziej bazowania na statystyce i wyznaczaniu priorytetów. Zresztą na 3 osoby ta statystyka to też wychodzi grubo; 12 kart usuniętych z talii! Powodzenia z wnioskowaniem czegokolwiek. Może sprawdza się do na 4 graczy, ale po rozczarowaniu, jakim była gra na 2 i 3, raczej nie siądę do tego już inaczej niż solo.

A co do solo... No właśnie. Solo jest to całkiem przyjemna gra! Odpada problem tworzenia puli następnemu graczowi, dzięki czemu można się skupić na decyzjach związanych z podziałem kart, i czy czekać dalej, czy skupić się na tym, co pewne.

Szkoda, że moi towarzysze nie chcieli poznać nic decktetowego. Jak dotąd spróbowałam dwóch gier z decktetu - obu solo. Jakkolwiek oba były całkiem przyjemne, do Gongor Whist - wyzywającego połączenia trick-taking z licytacją, tj. określeniem ile lewek wezmę - pewnie wrócę; to dobra gra "kołderkowa" ^^ Adaman wydawał mi się zbyt ciężki, zbyt talio-zależny, a dodatkowo mocno oparty na dobrej znajomości talii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz