piątek, 1 lipca 2016

Śledztwo w sprawie starożytnych śliwek i mozaik

Przez czerwiec miałam mały przestój w graniu (i wszystkim innym...), ale czas zacząć wracać do formy.

Zagrałam wczoraj w Concordię. Grę bardzo wysoko ocenianą i bardzo zachęcającą z wyglądu - nawet jeśli zalicza się do deck builderów (co, muszę przyznać, umknęło mi przed tłumaczeniem zasad). Zalicza... ale w sumie nie jest osią gry, to tylko jeden z współdziałających mechanizmów. Pod tym względem przypomina mi Eminent Domain, pozytywne skojarzenie.

Natomiast przypomina też Hansę Teutonicę, w której początkowe ruchy (przynajmniej na podstawowej planszy) wyglądają zawsze dokładnie tak samo. W Concordii wprawdzie mamy zmienność planszy - półlosowo ustawione żetony surowców - nie zmienia to faktu, że jeśli chcemy się troszkę rozbudować na planszy, to przyda nam się szybkie postawienie koło jakiejś cegły. (Oczywiście, zapewne można iść taktyką w zupełnie inną stronę, ale muszę przyznać, że nie czuję, by dało się na pozostałych możliwościach gry, ignorując budowanie lub budowanie więcej niż jednego rodzaju budynku, dało się zabrnąć równie daleko. Może Zdobywanie pieniędzy i handlowanie pozwoliłoby na budowanie się "w późniejszej grze", jako drugi czy trzeci w danym miejscu.)

Znalazłam tutaj recenzję Concordii, w którą w sumie się zgadzam.

Po Concordii przyszła pora na Mozaikę. Kiedyś już w to grałam i mam podobne wrażenie co wtedy - jeśli ktoś już raz się naciął, o wiele trudniej jest się wygrzebać z błędnej decyzji, czy to w licytacji, czy to w planowaniu wzoru.

Spróbowaliśmy też Gry ze śliwką na okładce i liczbą Pi w tle (w skrócie Śliwki). Spotykałam się raczej z opinią, że to dobra gra, trochę w stylu "tradycyjnych" gier karcianych na zbieranie lew, że łatwo wytłumaczyć zasady, itd. To zresztą powód kupienia jej w ciemno, wszak jestem z rodziny karciarzy i a nuż tym bym zachęciła do innych gier... Nie. Nie jestem pewna, co mi w tej grze nie pasuje, ale zasady z pewnością nie są intuicyjne. No chyba że Artur źle wytłumaczył, ale jakoś wierzę w jego umiejętność czytania instrukcji.

Gdy zostaliśmy w dwójkę, starczyło czasu jeszcze na Mr Jack Pocket. Niby oboje znaliśmy grę, ale - pominąwszy, że mamy różne wydania - podchodzimy różnie do zasady obrotu kafelków. Jest tam takie urocze określenie, które można rozumieć dwo- czy nawet trojako:

the player rotates an area tile by 90 degrees (in either direction) or by 180 degrees, thus moving the wall to either block or open up a Detective's line of sight (w polskiej instrukcji analogicznie)

Dla mnie bardzo wyraźnym jest podkreślenie, że nie można obrócić kafelka, jeśli nie zmieni to niczyjego pola widzenia (choć głównie grałam na zasadzie, że nie można obrócić o 180 stopni, jeśli nie zmieni to pola widzenia, a o 90 dowolnie). Ale mam wrażenie, że większość osób tłumaczących tą grę zapomina o tym niuansie...

...A oczywiście przez niego wczoraj przegrałam, nie widząc Jacka po ósmej turze :)