czwartek, 11 stycznia 2018

This War of Mombasa

Spróbowałam This War of Mine (które jest zresztą na - jeszcze nie opublikowanej - liście mego tegorocznego wyzwania). Odczucia mam bardzo podobne jak do Robinsona. Jako istota z gruntu amoralna ( 😉 ) nie czuję szczególnych dylematów - albo może nie natrafiliśmy w naszej grze na żadne (fakt, graliśmy jak dotąd tylko jeden rozdział). Gra kopie. Kopie także instrukcja - jej brak (albo raczej: nazwana "faq" i rozsiana po księdze skryptów i dzienniku), zamiast tego niezbyt wygodny tutorial (zachwycający jest chochlik drukarski - brak "nie" - w pierwszym akapicie odnośnie przygotowania gry. Come on...) - strasznie dużo trzeba się domyślać. Np mieliśmy wątpliwości czy Łopata jest jednorazowa. 
Ale jednocześnie ten tytuł dał nawet takiemu sucharowcowi jak ja odrobinę klimatu, miło wspominam "zasadzkę" i stwierdzenie, że nie ryzykujemy w którymś momencie. Odrobina poczucia jak z RPG-a w planszówce. To dla mnie wciąż dosyć mało - bo RPG zawsze będzie lepszy pod tym kątem - lubię otwarte światy, planszówka tego nie odda. Acz zagram jeszcze w TWoM. Może następne podejście do gry nie będzie tak żmudne... ale zapewne dość podobne. (Przeczytałam jedną opinię, że w tę grę najlepiej grać solo. No chyba bym się zanudziła wtedy. Nie mam nic do gier solo, ale... no nie wiem, chyba jednak żeby wydobyć ten klimat, potrzeba ludzi dookoła. A może raczej ludzi zajaranych grą - bo obu moim współgraczom TWoM podobał się bardziej niż mi.)

Tymczasem zagrałam znowu w Mombasę i znowu zachwyca mnie, jak potrafi w tym tytule współgrać taka mnogość mechanik. Instrukcję ma napisaną w miarę dobrze (mieliśmy tylko wątpliwość do drobiazgu związanego z książkami), wykonanie jest dobre (choć bawią żetony złota - i szkoda, że nie ma w polskim wydaniu/w Hexowym egzemplarzu pomocy gracza*). Plansza zajmuje sporo miejsca. W recenzjach czytam, że na dwie osoby trochę mało się dzieje na planszy - smuteczek - ja grałam na 3 i na 4, i było w sam raz. Chyba dosyć ciężko o euro nie-rosenberga, które jest cudowne także na 2 osoby (zwłaszcza jak Feld Cię nie zachwyca :P). A może to już taka cecha sucharów, że wymagają pośredniej, ale jednak interakcji większej ilości graczy.

* Edit: są, tylko ja jestem ślepa.

wtorek, 9 stycznia 2018

Stargate Indeed

Nie wiem, na ile mogę nazwać to grą. Stwierdziłam, że obejrzę całe 10 sezonów StarGate jeszcze raz, tylko po to, by policzyć, ile razy Teal'c mówi "indeed". Ponoć koło stu pięćdziesięciu, ale jak dla mnie to brzmi mało...

http://www.skulldude.com/sg1/indeed/stats.html 

(post aktualizowany na bieżąco; oglądam raczej wyrywkowo)
2x02 - zero :(
2x09 - zero :(

piątek, 5 stycznia 2018

Pa pa 2017 nie będę tęsknić

No i nadszedł ten czas w roku... "Nowy rok". Nowy rok, nowe wyzwania, w tym planszówkowe. I podsumowanie starych wyzwań.

Zeszły rok był dla mnie kiepski i odbiło się to dosyć na planszówkach. Poza kilkudniowymi zrywami praktycznie nic nie projektowałam, w tytuły inne niż ulubione grywałam rzadko i w ogóle ludzi nie chciało mi się widzieć za często, zwłaszcza w drugiej połowie roku. Widać to w wyzwaniu. Nie udało mi się zagrać w mniej popularne i "nie ukochane" tytuły z mej kolekcji (choć naprawdę, próbowałam! Te wymowne spojrzenia gdy proponowałam roninów czy Whitechapel...). Jak już widziałam się z kimś, kto by się dobrze bawił przy np. Szklanym szlaku, to - graliśmy w co innego, bo lepszego, bo krócej tłumaczone lub już znane zasady... Spory problem w zdobyciu graczy do mniej popularnych tytułów jest fakt, że to ja musiałabym tłumaczyć zasady, a mi się tego zwykle nie chce robić z cięższymi grami (i cherlanie od listopada nie pomaga).

Ale zawaliłam nie tylko projektowanie i własną kolekcję. Nie udało mi się zagrać w nieznaną jednoosobówkę ani w "grę liczbową" (liczyłam na Siedem, ale znowu - ja chcę w to zagrać, ale musiałabym pewnie poznać zasady, by namówić kogoś za granie...). Rozbrajające jest to, że nawet - znowu - nie zagrałam z Narmo w mankalę, przez co "klasyczna gra planszowa" też nie odhaczona.

Poznałam zdecydowanie mniej planszówek (2017: 69 - serio serio) niż rok wcześniej - a nieznacznie więcej niż dwa lata temu (2016: 106, 2015: 54 poznanych tytułów). [Poznawałam, o dziwo, mało abstraktów, za to bardzo dużo imprezówek i trochę eurasów.] Odczuwam pewien dyskomfort, nie dlatego że mało poznałam, ale mało orientuję się w tytułach, które się na rynku pojawiły i zbierały dobre opinie; teraz trochę to nadrabiam recenzjami, np. Kanagawę chcę spróbować (i martwi mnie stwierdzenie że działa najgorzej na 2 osoby), także Wiertła skały minerały.

Wzięłam udział w paru turniejach, na Plansówkach i na Falkonie (na Plansówkach nawet coś wygrałam ;)). Nie w jakoś szczególnie lubiane przeze mnie gry, ale w porządne gry o zasadach odpowiednich do przeprowadzenia w miarę sprawiedliwego turnieju - Geniusz i Kingdomino.

Najczęściej rozgrywana gra: To zabawne, ale... Najwięcej partii mam zliczone w grę, którą pierwszy raz rozegrałam w grudniu ;) Mowa oczywiście o Tajniakach Duet, którzy łatwo podbili serca moich znajomych - i moje! Na drugim miejscu są zresztą zwykli Tajniacy i dopiero trzecie miejsce należy do "większej" gry, hah, nawet obecnej w wyzwaniu. Po Taluvie (42 gry) znów imprezowe Mamy szpiega, ale potem już Glory to Rome (29). Eminent jest dość wysoko (19 gier) - a mam go od października...

Najciekawsze nowinki planszowe 2017 roku: Ja wiem, że nie nowinka, ale jednak bardzo przyjemnie wspominam A la carte. A z nowinek... podoba mi się, że jest polskie wydanie Gejsz i Strażniczek; podoba mi się, że będą polskie Amazonki; po cichutku liczę, że ktoś wyda Dragon Island i pozwoli tej grze rozbłysnąć; jak wielu innych lubię Azul

Najlepsza dwuosobówka: o... wyzwanie. W pierwszej połowie roku pewnie odpowiedziałabym Hanamikoji. Ale w drugiej jakoś ścichło o niej, bardziej grałam w EmDo, w Taluvę, w... Kurczę, głównie te dwa zajęły miejsce Gejsz, plus Cytadela z Wojtkiem (tradycja wróciła :>).

Najlepsza gra imprezowa: Tajniacy i Time's up. ^^ Tu bez zmian. Muszę dorwać w swoje ręce Amazonki, by - być może - coś się zmieniło. Być może. Nie wiedzieć czemu niektórzy nie lubią gier social deduction. O, i jeszcze Kapitan Sonar mi się podobał, jako ożywcze statki. Najlepsza telegrafistka, ha!

Największe zaskoczenia: Nie sądziłam, że da się tyle wycisnąć z Tajniaków (odnośnie Duetu - tak, wiem, powtarzam się). Ale także Takenoko stanowi miłą odmianę, bo można w to grać na bardzo różnym poziomie zaangażowania - i to dobrze. W Listy z Whitechapel wreszcie jakiś Rozpruwacz mnie ograł (w Taluvę też mnie ktoś pokonał :D). Cieszę się, że wróciłam do poznanego niegdyś Richelieu, przyjemny fillerek na dwoje - tak jak i cieszę się, że zagrałam znów w Blue Moon z Adrianem, przez którego kiedyś polubiłam tę grę. => Yup, mój gust się zmienił. Teraz wciąż mi się nie podoba.

Największe rozczarowania: Temporary Worker Assasins - cudowny temat zarżnięty przez nijaką mechanikę. Deception: Murder in Hong Kong - jakim cudem to jest tak wysoko w imprezówkach BGG? Ta gra nie ma sensu -.-

Zmiany gustu?: Wciąż najchętniej grywam albo w imprezówki (5+ osób) albo w 2-3 osoby. Generalnie jestem zadowolona z tegorocznych zakupów, plany na nowe do kolekcji się tworzą (coś czuję, że prędzej czy później This War of Mine mnie pochłonie), uświadomiono mnie, że ja strasznie lubię kooperacje, BEZ SENSU, no ale jak z tym polemizować gdy kocham Hanabi i Pandemika i Tajniaków Duet, i lubię Ghost Stories, itd... Spośród moich ulubionych gier, kooperacje i drużynówki stanowią znaczniejszą grupę niż jakakolwiek inna cecha (poza liczbą graczy :P). Sama natomiast doszłam do wniosku, że totalnie mnie nie interesują gry typu dudes on the map (a co za tym idzie, gro kickstarterów i area control).

Czego chcę od siebie w tym roku?

Chcę zagrać więcej w Mombasę, Ucztę dla Odyna, Rajas of the Ganges, Zhanguo.

Chcę zagrać w This War of Mine.

Chcę zagrać w Gluxa, ale na dwie osoby.

Chcę, by wróciło mi poczucie, że znam to hobby, że ogarniam gry i potrafię doradzić człowiekowi, co będzie dla niego dobrą grą.

Chcę grać w dobre gry.

I to chyba najważniejsze.