czwartek, 6 października 2016

Ja jako recenzent? Wymagania względem gier...

Prosta sprawa. Zazwyczaj mi się nie chce przyglądać grom bliżej, tak szczegółowo, z różnych punktów widzenia i co ważniejsze - obiektywnie. Notatki, które mam na blogu, są raczej czymś, co zauważam w grach mimochodem, krótkim scharakteryzowaniem czy spostrzeżeniem, które zdaje mi się ważne/ciekawe. 

Na facebookowej grupie o grach planszowych ostatnio dużo tematów około-recenzenckich. O rzetelności recenzentów, o tym, co się lubi w recenzjach, o polecanych recenzentach... Od czasu do czasu pojawia się u mnie myśl, "a może by tak rozwinąć blog bardziej, może by stać się recenzentem z prawdziwego zdarzenia"...

A potem myślę: po co?

Nie lubię zgiełku ani specjalnej uwagi. Nie sądzę też, że potrafiłabym się dostatecznie dystansować od gier recenzowanych, by wynajdywać, co mi się w nich dokładnie nie podoba, a co sprawia, że się zachwycam. Nie znam się na jakości komponentów i nawet we własnym Hanabi ciężko mi stwierdzić, po ilu partiach zaczęły się obdzierać rogi. Dochodzi też warstwa słowna. Odkąd gram, z roku na rok czytam coraz mniej - bo wolę w tym czasie grać - i moje słownictwo ubożeje, staje się bardziej oklepane, nijakie. Ostatnim czynnikiem jest już wspomniane lenistwo... Widzę to po tych paru recenzjach, do których się zabrałam, których wstępne wersje mam i - które czekają. Aż przysiądę, poprawię, zmienię. Pisanie jest jeszcze w miarę proste, ale samokorekta i szukanie źródłowe cięższe - albo po prostu nie tak wciągające, jak samo granie. No i wypadałoby do recenzji załączać zdjęcia. Nie mam ich za bardzo czym robić. :(

Więc choć miło byłoby dostawać gry od wydawnictw - to ja się jednak chyba do tego nie nadaję.

*

Co natomiast lubię w recenzjach? Pominąwszy, że nie czytam ich zbyt często?

Lubię, gdy skupiają się na mechanice i jakości. W przeciwieństwie do niektórych doceniam "streszczenia instrukcji", bo wielką fanką instrukcji nie jestem, ale przede wszystkim pozwala mi to bardziej ogarnąć działanie gry i to, czy ta gra nadaje się dla mnie. Dobre zdjęcia też się przydają - po wyglądzie gry podczas rozgrywki już sporo można wnioskować o mechanice i przebiegu gry.

Chyba najbardziej cenię gry małoosobowe (2-3 graczy), więc skalowalność w przypadku tytułów na większą liczbę graczy jest czymś, czego szukam w recenzji.

Jakość komponentów jest ważna w oczywisty sposób ;) 

Natomiast same oceny, odczucia recenzentów... Odczucia, spis minusów i plusów - ma jakieś znaczenie. Ocena już niespecjalnie. Odczucia, czyli to wszystko, co nie wynika z samych reguł gry, lecz dopracowania i ogólnego "wciągnięcia się" w grę, czego się nie poczuje, jeśli się samemu nie zagra. O ile np. przestoje można wywnioskować z mechaniki, to już takie emocje jak frustracja losowością, kingmaking czy snowballing wynikający z kart, już niekoniecznie, bo przecież nikt nie wkleja do recenzji wszystkich kart danego tytułu.



Przy okazji niedawnej ankiety i zakupów, zauważyłam ponadto, że mam raczej rozłączny zbiór wymagań do kupienia gry, a do zagrania w jakąś grę. Może to dlatego, że mieszkam gdzie mieszkam, znam ludzi, których znam, i zagranie w dziwne tytuły to zwykle nie problem. Hex blisko.

Gra, którą kupuję:
- powinna mi się mieścić na stole (albo być wygodna do przenoszenia - Lords of Waterdeep, czemu ja Was mam?)
- wiem, że chcę w nią grać w miarę często. Z tego powodu Nox i Puerto Rico, których nie uważam za złe gry, trafiły na listę For Trade. Mając wybór, w co grać, nigdy nie proponuję tych dwu, nigdy nie noszę na spotkania planszówkowe. ALBO wiem, że jeśli jej nie kupię, to raczej nie zagram w nią jeszcze bardzo długo...
- muszę umieć ją wytłumaczyć. Tj. niekoniecznie przed kupieniem, ale czytelna instrukcja w przypadku nieznanej gry jest mile widziana.
- lubię ją. W zdecydowanej większości przypadków kupione przeze mnie gry grałam wcześniej i pamiętałam pozytywnie. Wyjątkiem są Exploding Kittens, ale to niemalże kolekcjonerski nabytek, Namiestnik, który po opisie już mnie urzekł, Marco Polo o bardzo pozytywnych recenzjach czy Ur, które miałam okazję dostać "za darmo"... 
- moi planszówkowi znajomi też ją lubią. Ostatnio rzadko gram z randomowymi ludźmi ;)
- jest ładnie wydana lub mega grywalna (kupiłam Spyfall mimo brzydkiej dla mnie grafiki)
- pozytywem jest możliwość grania fioletowymi pionkami ;)

Natomiast gra, w którą gram:
- ktoś ją potrafi wytłumaczyć, ba, ktoś też chce w nią ze mną grać
- albo jest w np. Hexie, albo któryś ze znajomych ją ma  
- zainteresuje grafiką albo mechaniką
i w sumie tyle... Oczywiście częściej będę grać w gry, które przypadły mi do gustu, no i zajmują raczej mniej niż więcej czasu. Ostatnio mocno się nastawiłam na gry abstrakcyjne. Stwierdziłam, że zdecydowanie wolę gry o zasadach prostszych, dzięki czemu rozmyślania strategiczne opierają się nie o pamięć względem wszystkich możliwości i opcji, lecz na najkorzystniejszym wykorzystaniu niewielu zależności.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz