sobota, 5 marca 2016

Taluva - miłość do gry czy złudzenia?

Jakoś w lutym zakochałam się w Taluvie. Już wcześniej w nią grałam parokrotnie - na dwie i trzy osoby, raz chyba w 4 - i podobała mi się idea, ale nie wgłębiałam się szczególnie ani nie umawiałam specjalnie na nią. Zdarzyło się jednak, że kolega sprzedawał i pomyślałam, "a czemu by nie". Z własnym egzemplarzem przychodziłam na praktycznie każde granie od tamtej pory i wpadłam po uszy. Zasady są proste, ale pozwalające na masę kombinacji. Cały czas masz poczucie, że wszystko zależy od ciebie; na wyniku zaważają twoje błędy, twoje plany... Pominąwszy losowy dobór kafelków (który ma na grę wpływ znikomy), wszystko zależy od ciebie i przeciwników, ich przewidywalności i przewidywania. (Ja gram głównie na dwie osoby.)

Ale... dziś sobie czytam uważnie instrukcję... (poznałam grę z cudzego tłumaczenia i dotąd zaglądałam do instrukcji i netu tylko w przypadkach spornych, np. czy można rozszerzyć osadę na jedno z kilku sąsiadujących pól danego terenu).
Odkryłam, że ZAWSZE tłumaczyłam źle jedną konkretną zasadę: że wymagania "jedna wieża, jedna świątynia na osadę" tyczy się tylko przed budowaniem, a nie ciągle (czyt. po zbudowaniu mogą się połączyć osady i być dwie świątynie w osadzie, na ten przykład; albo że można rozszerzyć osadę na teren, który łączy są osadę z inną, a obie zawierają już świątynię).

A to tak bardzo... ułatwia. Nie trzeba się bać ograniczonej liczby domków i uważnie planować samozniszczenia, by starczyło do wybudowania świątyń... Przecież o wiele łatwiej zniszczyć jedyny domek łączący osadę ze świątynią i wybudować _w jego miejsce!_ świątynię, niż niszczyć domek i jednocześnie mieć jeszcze miejsce na zbudowanie tej świątyni, które nie połączy z drugą osadą... Że już nie wspomnę o łatwiejszym gospodarowaniu miejscem i pozbywaniu się domków i wież, jeśli można łączyć osady tak, by miały więcej niż po jednym unikalnym budynku.


Z mojego doświadczenia fantastycznie się gra na całkowitym zakazie posiadania w osadzie więcej niż po jednej wieży i świątyni. Trochę... boję się zagrać na "właściwych" zasadach, bo a nuż to nie będzie już ta pełna strategii gra, którą zapamiętałam? Niby taka duperelka, niby więcej planowania możliwe, ale z drugiej strony... Znikają ograniczenia, które się uwzględnia przy planowaniu. A przez to ruch drugiego gracza jest o wiele bardziej nieprzewidywalny i przestajesz mieć poczucie, że możesz to ogarnąć.

Zagram, z pewnością, przynajmniej raz na właściwych zasadach i dodam wrażenia edytując post. A potem albo pokocham na nowo, albo pozostanę przy swoim "przypadkowym" home-rule'u. Tylko z home rule'ami jest taki mały problem, że wystarczy, że siądziesz z innym towarzystwem do gry i mimo, że wszyscy grę znacie, to już ciut inną. (I pół biedy, jak długo zdajesz sobie sprawę, że grasz z home rule'em...)

Edit. po majówce: zagrałam w wersję z prawidłowymi zasadami. W praktyce niewiele się to różni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz