czwartek, 5 lipca 2018

Bardzo Słaba Gra

BSG. Bardzo Słaba Gra. BattleStar Galactica

Najbardziej typowa i chyba najlepsza możliwa gra ze zdrajcą. Do tego tytułu ludzie podchodzą w naprawdę różny sposób. Inne priorytety, inne sprawy uważane za ważne. Patrząc na tę samą rękę kworek, jedni widzą sporo przydatnych, inni widzą lipę. Są tacy, którzy stwierdzają, że żółte karty są najsilniejsze i uwielbiają nimi grać, albo tacy jak ja, którzy lubią zielone i fioletowe (...i żadnej postaci, której jest to podstawowy zestaw).

Swego czasu grywałam w BSG sporo; obecnie raczej sporadycznie. Czasem z wyjadaczami tej gry, czasem z planszówkarzami, którzy od czasu do czasu grają też w BSG, a czasem i z zupełnymi noobami. I każde z tych towarzystw jest zupełnie inne, a wśród planszówkarzy różnorodne jeszcze samo w sobie.

Przede wszystkim preferuję granie z ludźmi, którzy nie znają tej gry aż tak dobrze, by potrafić nazwać każdą kartę i jej działanie po obrazku... Choćby w ogarnianiu, jakie mogą być możliwe cele Cylon leadera z nimi totalnie przegrywam, a przez to też w planowaniu opcji. A tym bardziej w tym, że tacy zawsze pospieszają, "no jak długo możesz myśleć nad jakimś ruchem (związanym z podglądaniem kart i ustawianiem w kolejności)", no normalnie, analizuję możliwości, bo nie mam w głowie setek partii doświadczenia z większością kart, z którą oni grają (...bo nie ograłam Daybreaka za bardzo).

Np. doświadczenie z grania w samego Exodusa nie premiuje za bardzo grania prezydentem, tj. kworki potrafią być game changerem, ale raczej w późniejszej grze, gdy już się ich trochę uzbiera do reperowania zasobów czy reagowania na problemy (albo gdy gra Tori Foster). Zagrywanie jakichś wiceprezydentów itp. bardzo rzadko miało znaczenie i kojarzyło się mocno z marnowaniem akcji. Żółte karty, pominąwszy szóstkę, też nie przynosiły żadnych szczególnych możliwości (acz Exodusowa komisja wciąż podgląda destiny deck!). W porównaniu z mnożeniem akcji i dopałkami zielonych i fioletowych kart, jak dla mnie wypada to blado.

Ale nie tylko to potrafi różnić podejścia. Niektórzy (tj. wyjadacze właśnie) banują mostek cyloński, stwierdzając, że Cyloni dostatecznie łatwo wygrywają i bez niego.

Albo priorytety. Gdy graliśmy na Węgrzech, ścieraliśmy się mocno z Torim odnośnie tego, czy powinniśmy raczej pchać grę do przodu (reagować na kryzysy, skautować, dbać o sytuację na planszy, podnosić zasoby) czy szukać wśród nas Cylona. IMO podglądanie lojalek rzadko jest opłacalne, jeśli jest to jedynym celem całej tury - i sam fakt marnowania akcji w ten sposób wzbudza podejrzenia. Bo przecież marnotrawstwo to też taktyka cylońska...

Dobrze ogarnięta ekipa noobów - której wytłumaczy się na spokojnie zasady, nie pogania i rzetelnie doradza (ale nie wciska) opcje obu lojalności podczas gry - potrafi naprawdę nieźle zaskoczyć. Lubię wprowadzać nowych graczy w BSG (i, biorąc pod uwagę moje niespieszne podejście oraz niezafiksowanie na jedynych słusznych możliwościach, myślę że robię to dość dobrze). Lubię ich świeże spojrzenie na karty i możliwości, ich rozkminianie, czemu ktoś może polecać tą czy inną opcję, i to uczucie, że dzięki tobie zajawili się na coś...