środa, 4 maja 2016

Strategiczna-niestrategiczna ja?

Zamówiłam nie tak dawno temu nowe gry. Przeszukując pewną stronę za promocjami, natknęłam się na w miarę tanią Terra Mysticę - a przecież mi się podobała, przecież znajomi się zachwycają, przecież euras... a ja nic. Stwierdzam, że nawet po przecenie nie mam ochoty jej kupić, świadoma, jak rzadko będzie lądować na stole i jak rzadko miałabym ochotę w nią grać.

Zaczęłam się zastanawiać, co odróżnia Terrę od innych gier, które mnie olśniewają.

Cóż, nie można rzucić o mnogości zasad. Jakkolwiek Terra w ilości mikrozasad króluje (i każda rasa dodaje własne zasady), to i Signorie nie jest taka oczywista - choć mam wrażenie, że płynniej się gra w ten drugi tytuł, nawet grając po raz pierwszy. Jakby łatwiej przyswoić zasady. A już na pewno łatwo w takich tytułach jak Glass Road. Po zastanowieniu się, stwierdziłam w ogóle, że dawno żaden eurosuchar poza Signorie mnie nie zachwycił. Owszem, grało się miło... ale o żadnym nie pomyślałam "muszę w to zagrać jeszcze raz, muszę to mieć". Pod tym względem królują u mnie gry logiczne. Wręcz jest to widoczne w moich ocenach na BGG: na 22 dziesiątki, które wystawiłam, najwięcej - 10 to gry czysto logiczne, do których dołącza po parę gier blefu i drużyn, lekkich strategii, casualowych fillerków. I Signorie.

Gry logiczne od strategii wyróżnia przede wszystkim mała lub żadna losowość, lecz i - prostota zasad, pozwalająca na dużo kombinacji... I szybkie wprowadzenie w grę. Lubię to. Jak i to, że do gier logicznych nie muszę się skupiać, by zrozumieć wszystkie zasady, sposób ich wpływania na siebie, lecz skupiam się tylko na interakcji - możliwościach swoich i przeciwnika (lub partnera - Hanabi).

Z Puerto Rico, które do tej pory mam... gdzieś u znajomych, pamiętam wrażenie, że każda gra jest taka sama. Te same czynności się opłaca wykonać na początku, ten sam jeden budynek jest przekoksany. O ile od czasu do czasu w grach logicznych zdarza się deja vu, nie powoduje to takiego zniechęcenia - wszak w Pentago czy Callisto jest o wiele mniej elementów i muszą się zdarzać takie same sytuacje... a i tak się ich nie czuje. Abstrakcyjność sprawia, że za każdym razem wydaje się to nowe, świeże, patrzy się i zauważa się tylko sytuację, na którą trzeba zareagować... a nie że znowu ktoś kupił tamten budynek i masteruje, i że już się to widziało. Gry są nieustanną reakcją, a nie odtwarzaniem schematu. Nawet w Hanabi, w które gram nałogowo, nie zauważam szczególnej powtarzalności. To znaczy jasne - są pewne konwenanse, konwencje, które powodują, że doświadczeni gracze zachowują się tak a nie inaczej - co wynika z samej istoty gry (że najpierw muszą być zagrane jedynki itp.); ale wszystko jest reakcją na ruchy pozostałych i zastane karty, oraz zmieniającą się sytuację (dobór kart). W takim Puerto Rico z początku nawet nie trzeba wiele reagować. 

Na co jeszcze zwróciłam uwagę to przestrzenność. Wolę tory i zależności między nimi, niż rozbudowę przestrzenną, jak w Terrze (nawet jeśli łączoną z torami).

*
Do zachwycających sucharków mogę dodać ograne dotąd raz i posiadane Marco Polo. Bardzo podoba mi się weń nie tylko worker(dice) placement, ale i fakt, że cała gra bazuje na początkowym układzie i jedyną zmienną, którą się bierze pod uwagę, to zachowanie innych graczy i wyniki rzutu kostkami. I, wbrew pozorom, fajnie jest mieć zarówno wysokie, jak i niskie wyniki :) Podoba mi się także dorzucenie tu różnych zdolności graczy.