czwartek, 28 grudnia 2017

Przemysł gier planszowych

Mam mieszane uczucia odnośnie tego, jak bardzo rozrasta się planszówkowanie. Z jednej strony, super - większy wybór, więcej możliwości, każdy znajdzie coś dla siebie. Łatwiej zachęcić nowe osoby do popularniejszego hobby.
Ale jednocześnie, dla tych już dawno zajawionych (...czyli wszystkich moich znajomych?), ciężej o graczy do starszych i mniej popularnych tytułów. Zwłaszcza sprawdzania. Bo tu już kolejne Essen za nami i nowe gry do wypróbowania. A jeszcze z zeszłorocznego Essen nie wszystko co przywiezione zostało ograne (bo, oczywiście, nie chce mi się czytać instrukcji). Dużo gier IMO nie dostaje uznania, jakie powinno (3...2...1... EmDo!), bo czas goni i przegapione ich pięć minut. Bo przecież zawsze można znaleźć lepszą grę. Więc trzeba szukać.
Trzeba?

...Zmęczyłam się. Poznawaniem nowych gier, kiedy 90% z nich jest znacznie słabsza od tego, co już znam, i w 75% nigdy więcej nie zagram (chociaż muszę z tych statystyk chyba wykluczyć party gamesy). Zamiast do nowości wolę siąść przy Taluvie, przy EmDo, zaprosić na Glory to Rome, Whitechapel, Santorini, Cytadelę... Z gier poznanych w tym roku, oczarowało mnie ledwie kilka - poza imprezówkami* było to A la carte (staruszek z 1989 roku), Uczta dla Odyna (2016) i Mombasa (2015). Zaciekawiły (acz jeszcze nie wiem, czy oczarowały) też Honshu (2016), Fabled Fruits (2016), Glux (2016).
Z tegorocznych nowości uwagę przykuła tylko Dragon Island i Azul. I może Roll Player, choć gdyby nie namowa, nigdy bym sama do tej gry nie podeszła. (To jedna z gier, które IMO trzeba poznawać na dwie osoby, bo nawet wtedy jest straszny paraliż decyzyjny...) Natomiast Dragon Island ma, jak dla mnie, potencjał na stanie się popularnym gatewayem pokroju Carcassonne/Smallworlda, jeśli wydawca dobrze pokieruje promocją gry. (A chyba tego nie robi.)

To nie jest też tak, że nie gram w nowe gry. Szperam po BGG sporo, ogrywam nowe i nienowe, czytam o niewydanych grach konkursowych. Licznik poznanych w tym roku tytułów pokazuje znacznie mniej niż w zeszłym roku (a wyzwanie z pewnością nie będzie spełnione - bo właśnie, jak tu znaleźć graczy na "niechodliwe" tytuły - Dziedzictwo, Namiestnika...?). Gry niewybijające się daleko nad przeciętność są zapominane.

A jak będzie w przyszłości? Coraz więcej gier. Coraz więcej gier słabych, średnich, dobrych. Coraz więcej do próbowania i coraz mniej czasu przypadającego na jeden tytuł. I tego się trochę obawiam.

A może wreszcie będę musiała zacząć raczej regularnie czytać i wierzyć recenzjom niż ogrywać nowości...


* Godne uwagi: A Fake Artist Goes to New York, Captain Sonar, Chupacabra: Survive the Night [zwłaszcza na dogorywanie], Fuse, Tempel des Schreckens, Codenames Duet.