piątek, 2 października 2015

Pędzące po szmal pszczółki

W ostatni weekend września byłam animatorką na planszówkowym wydarzeniu, takim bardziej dla casualowych graczy. Poza nieoczekiwanym spotkaniem paru znajomych, dużej ilości dzieci i fajnych animatorów, poznałam przy okazji tej roboty parę gier...

- Pędzące jeże. Dziw, że nie siadłam do tego wcześniej. Dziw, że ludzie stwierdzają, że to podobne do żółwi, skoro jedynym podobieństwem jest grafika i motyw wyścigu. Jeże są trudniejsze, mniej intuicyjne (przez co mniej podobają się - zarówno dzieciom, jak i dorosłym), bo "cały klimat zabijają punkty". Acz uważam za dobry przerywnik dla graczy. Nie wiem, czy nie wolałabym mieć w domu jeży niż żółwie. (Gra Knizii, co zabawne, pierwotnie ani nie była o jeżach, ani nie była graficznie podobna do żółwi - ba, powstała parę lat przed nimi!)

- Pszczółki. Że gra na pamięć? Że dziecięca? To czemu animatorzy na sam koniec sobie siedli w to zagrać dla odprężenia? :) Lekka i przyjemna.

- Szmal. Raczej nie lubię gier Vaccarino. Tu się pojawia draft - z bardzo ograniczonym wyborem w ostatniej rundzie - co IMO sprowadza się do pamięciówki... bo poza pierwszymi dwoma kartami znamy dokładnie całą rękę przeciwników (tj. możemy wywnioskować który z graczy co wziął, co mu się bardziej opłaca).


Gier dla dzieci (Halli Galli, Kot Stefan, Speed Cups) pozwolę sobie nie komentować inaczej, niż: dzieciom się podobały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz