poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Nauczę cię, jak się miesza piwo z colą

Zagrałam w Food Chain Magnate (ba, nawet wygrałam, grając w grupie, której połowa już grała parokroć). Kilkakrotnie zdjęcia tej niefotogenicznej gry migały na grupie Gier Planszowych, a z komentarzy wynikało, że mega mózgożer, że strasznie długa ale super... Długość i ciężkość nie jest czymś, co ostatnio do mnie przemawia w grach. Nie zaproponowałabym jej sama z siebie. Ale jak już zaproponowano i tłumaczono, why not.

Ta gra ma charakterystyczną cechę wspólną z Wysokim napięciem, która nie kojarzy mi się z wieloma grami. To gra, w której liczysz - przydałoby się wręcz z kalkulatorem czy notatnikiem z boku. Nie ruchy, nie proste przeliczanie punktów - to dośc typowe - ale ekonomiczny bilans zysków i strat.

A jednocześnie zasady są przerażająco proste i przejrzyste. Wręcz eleganckie w prostocie. Ustawiamy karty, update'ujemy kolejność, rozpatrujemy karty, rozpatrujemy jedzenie, płacimy pracownikom, rozpatrujemy marketing i koniec rundy. Tylko z samego faktu  kolejności rozpatrywania wchodzi masa kminienia. Mózg paruje. Czy mi starczy coli? Czy wcisną mi tu jeszcze lemoniadę, czy moja reklama piwa zadziała wcześniej? Czy powinnam wytrenować kucharza w tej turze, czy da radę w następnej? Czy mam gdzie położyć kolesia od obniżki cen? Czy opłaca mi się je obniżać, czy i tak będą dreptać do mnie, a nie do konkurencji?

To gra długa, ale totalnie się nie dłuży. Ciężka, ale sycąca. Graficznie też prezentuje się lepiej na stole niż na zdjęciu - spójnie i przejrzyście, i osobliwie klimatycznie. Dawno już chyba nie siadłam do porządniejszego suchara i wieczorek z Food Chain Magnate wyszedł przepysznie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz